Czy grafik komputerowy naprawdę tylko „rysuje ładne obrazki”? Czy praca w agencji kreatywnej to sielanka, espresso z aeropressu i ciągła kreatywna ekstaza? Spieszymy z odpowiedzią: niekoniecznie. To zawód pełen paradoksów — pełen momentów triumfu i frustracji, błyskotliwych pomysłów i powtarzalnych zleceń, kontaktów z klientami, którzy inspirują, ale i z tymi, którzy… cóż, zostawmy to na potem.
Przygotowaliśmy tekst, który pokaże realia pracy grafika — bez lukru, ale i bez zgorzknienia. Będzie trochę śmiechu, trochę bólu, dużo prawdy. Tekst nie tylko dla projektantów, ale przede wszystkim dla klientów, którzy chcieliby zrozumieć, co naprawdę dzieje się po drugiej stronie ekranu.
Grafik komputerowy i jego poranek – zanim zaparzy się kawa
Zaczynamy dzień od sprawdzenia maili. Pierwsza wiadomość? „Możemy wrócić do wersji sprzed trzech tygodni?” – pisze klient, który sam poprosił o osiem poprawek i trzy nowe koncepcje. Po chwili kolejny mail: „Czy logo w Wordzie będzie wystarczające?”.
W międzyczasie próbujemy odpalić plik InDesigna z katalogiem mającym 96 stron. System się przycina, ale jesteśmy cierpliwi — jak zawsze. Tak wygląda początek dnia w pracy grafika. Bez śniadania, ale za to z niekończącym się feedem Slacka i Trello.
Efekt WOW i inne mity
„Ma być efekt WOW, ale tak bez przesady z tym kolorem. I żeby się odróżniało, ale nie rzucało w oczy. I minimalistyczne, ale wiesz… żeby się działo!”. Tak, to autentyczny brief. A właściwie jego sedno.
Projektant nie jest wróżką, choć często bywa terapeutą, tłumaczem i mediatorem. Umiejętność „czytania między wierszami” to nie opcja, to warunek przetrwania. Klient wie, czego chce — dopóki nie zobaczy projektu. Potem pojawia się słynne: „To nie do końca to, o czym myślałem, ale sam nie wiem, o co mi chodziło”.
Najlepsze narzędzie? Cierpliwość
Mówi się, że najważniejsze narzędzia grafika to Photoshop, Illustrator i InDesign. My twierdzimy: cierpliwość, komunikacja i umiejętność tłumaczenia technicznego żargonu na ludzki język.
Przykład: „Co to znaczy, że plik jest w RGB? Przecież wygląda dobrze!”. Albo: „Mogę wydrukować PDFa z mojego maila, prawda?”. A jednak, nadal trzeba tłumaczyć: że CMYK to standard do druku, że bitmapa nie nadaje się na baner 3×6 m, że plik z Worda to nie logo.
Feedback level hard!
Jest też feedback. Grafika to chyba jedyny zawód, w którym po wielogodzinnej pracy ktoś mówi ci, że „to nie klika” albo „czcionka jest jakaś nie taka”. Bez argumentów, bez konkretu. Ale za to z przekonaniem.
Zdarza się też feedback zbiorowy. Klient pokazuje projekt w biurze i otrzymuje uwagi od recepcjonistki, kierowcy i teścia. Wszystkie muszą być „uwzględnione”. Efekt? Grafika kompromisów, Frankenstein złożony z cudzych gustów.
„To tylko mała zmiana…”
Ten zwrot budzi ciarki. Bo oznacza najczęściej: „przestaw wszystko”, ale w taki sposób, żeby wyglądało jak wcześniej, tylko lepiej, ale nie wiadomo dlaczego. Takie „drobiazgi” potrafią zająć więcej czasu niż cały projekt od zera.
Jeszcze lepszy klasyk: „To tylko do internetu, więc nie musi być dobrej jakości”. Wtedy serce grafika pęka. Bo wszystko, co „tylko do internetu”, zostaje w sieci na zawsze. A logo w rozdzielczości 72 dpi boli bardziej niż deadline w niedzielę.
Druk – czyli pułapka spadów
Zaskakująco wielu klientów uważa, że przygotowanie pliku do druku to coś w stylu „Zapisz jako PDF”. Spady? Linie cięcia? Format? Co to takiego?
W Fold Now Studio każda realizacja przechodzi kontrolę techniczną. Czy to katalog produktowy, opakowanie czy opakowanie na płytę CD — wszystko musi być zgodne z wymogami drukarni.
Największa satysfakcja? Gdy wszystko działa
Ten moment, kiedy projekt wychodzi z drukarni i wygląda dokładnie tak, jak sobie wymarzyliśmy. Albo kiedy klient po raz pierwszy widzi swoją nową identyfikację wizualną i mówi: „To jest dokładnie to!”.
To chwile, które sprawiają, że chce się dalej projektować. Że warto było przebrnąć przez poprawki, prezentacje i tłumaczenia różnic między RGB a Pantone.
Na zakończenie — projektowanie to miłość trudna (ale potrzebna)
Bywa wyczerpująca, ale daje ogromną satysfakcję. Każdy grafik zna momenty euforii po zamkniętym, udanym projekcie. I każdą nieprzespaną noc, kiedy walczył z plikiem, który „nie chce się eksportować do druku”.
Bo nawet jeśli czasem tworzymy ulotkę do kolejnej promocji, są też projekty, które pomagają fundacjom, wspierają akcje społeczne, promują kulturę czy niosą pozytywną zmianę. I wtedy wszystko ma sens — więcej niż tylko estetyczny.
…i na koniec
Każdy grafik zna te niezręczne momenty – od absurdalnych briefów po magiczne sytuacje „klient z piekła rodem”. Jeśli chcesz się pośmiać (i może poczuć się lepiej), polecam te historie z życia wzięte: Zabawne opowieści grafików o klientach z piekła rodem.
Tworzenie grafiki to praca, ale potrafi też spalić emocjonalnie. Sprawdź praktyczne porady, jak rozpoznać i zapobiegać wypaleniu zawodowemu w branży kreatywnej: Jak unikać wypalenia jako projektant.